Operacja Rozpoznanie - relacja z wyprawy po Islandii

Tegoroczna wyprawa rowerowa NINIWA Team odbyła się pod hasłem "Operacja Rozpoznanie - Nowy Początek" zakończona. Uczestnicy przejechali rowerem Islandię! Wyprawa wyruszyła 9 sierpnia z Kokotka. Rowerzyści wrócili 2 września.

 

 

Gejzery, lawa i wodospady - relacja z pierwszego tygodnia:

Pierwsze dni wyprawy pokazały nam, że Islandia jest bardzo różnorodna – na wstępie rozmowy telefonicznej wyjaśnia o. Tomasz Maniura OMI, kierownik i organizator tegorocznej wyprawy NINIWA Team na Islandię. Myśleliśmy, że zobaczymy od razu gejzery i wulkany, a tymczasem przez dwa pierwsze dni otaczały nas same skały wulkaniczne – kompletny brak zieleni. To się jednak wkrótce miało zmienić. Kolejne dni to zielone pejzaże, rzeki, jeziora i wodospady.

9 sierpnia wyruszyła „Operacja Rozpoznanie – Nowy Początek" z rekordową liczbą 55 uczestników. Część z nich ze względów logistycznych poleciała już kilka dni wcześniej samolotem na Islandię. Reszta dotarła na miejsce w czwartek 10 sierpnia po międzylądowaniu w Londynie. Gdy drużyna zebrała się razem i poradziła sobie z oporządzeniem ekwipunku i rowerów, zostało już niewiele czasu na samą jazdę. Wystarczyło go raptem na przejechanie 65 kilometrów. W kolejne dni odpowiednio 110 i 104. To zauważalnie mniej, niż do tej pory pokonywała grupa. Są ku temu co najmniej dwa powody. Po pierwsze nie ma się co śpieszyć, bo okrążenie wyspy nie powinno być dużym wyzwaniem, dlatego NINIWA Team chce skorzystać z możliwości obejrzenia jak najwięcej egzotycznych wątków Islandii. Drugi powód jednak trochę burzy tę wstępną teorię, ponieważ najgorszym przeciwnikiem grupy okazał się okropny wiatr. Ten obniżył wydajność podróży o kilkadziesiąt procent i w efekcie może zmodyfikować pierwotne plany spokojnej podróży.

Tę wyprawę trzeba mierzyć zupełnie inną miarą – tłumaczy o. Tomasz. Wiatr wieje prosto w twarz i spowalnia kolumnę. To zrozumiałe, bo próżno szukać na wybrzeżu osłony od oceanu. Bywa też bardzo zimno. Szron o poranku to norma. Szczęśliwie do niedzieli włącznie, jeszcze nie padało i prawie ciągle świeci słońce. Rowerzyści śmieją się i w SMSach pozdrawiają z gorącej Islandii. Rzeczywiście są momenty, w których słońce bardzo mocno przygrzewa i ułatwia podróż.

Korzystając z dobrej, jak na islandzkie warunki pogody, rowerzyści zwiedzają lokalne pomniki przyrody. Miejscowość Geysir mówi sama za siebie. Był też tzw. Parlament, który pośrednio można odnieść do współczesnych siedzib rządów krajów. Jest to w praktyce styk płyt tektonicznych tworzących wąwóz i spiętrzenie skał. Tu miejscowe, zwaśnione niegdyś plemiona znajdowały jedyne miejsce na pertraktacje. To dawne miejsce spotkań jest popularną atrakcja turystyczną w tym regionie. Rowerzyści chcieli skorzystać z wietrznej osłony w ramach noclegu, jednak okazało się, że są na terenie parku narodowego, o czym niestety nie ostrzegły ich żadne oznakowania. Znalezienie noclegów, których nie ma się zaplanowanych, ani specjalnie nie ma się na nie środków finansowych – to styl NINIWA Team – to na Islandii nie lada wyzwanie. Lokalna społeczność żyje z turystów i trudno liczyć na darmowe przyjęcie. Na wagę złota okazał się zatem niedzielny nocleg na polu kempingowym w miejscowości Flúðir, który miał być darmowy. Nie wiadomo jednak czy to kwestia nieporozumienia, czy złej woli nadzorców, ale prawdopodobnie grupa zmuszona została jednak do opłaty. Sytuacja zaskoczyła grupę dopiero w niedzielę wieczorem, więc wcześniej zdążyli się zregenerować i doładować fizyczne oraz prawdziwe akumulatory.

Te drugie są na wagę złota. Rowerzyści w tym roku w dużej mierze polegają na prądzie elektrycznym. Głównym wyzwaniem technicznym są internetowe relacje, które w tym roku po raz pierwszy mają formę wideo. Codziennie nagrywany materiał jest przesyłany drogą internetową, następnie montowany każdego dnia w siedzibie NINIWY w Kokotku, a potem publikowany na oficjalnym kanale Youtube grupy. Jak można się domyślić, obsługa kilku kamer, wybór materiału i jego wysyłka z pomocą laptopów to dodatkowe wyzwanie dla grupy, z którą nie jedzie samochód techniczny. Rowerzyści zaopatrzyli się z tego powodu w dodatkowe akumulatory i powerbanki. Wąskim gardłem jest jednak zasięg sieci komórkowej, od którego zależy plan wysyłki materiałów.

Rowerzyści po wstępnym odbiciu w głąb lądu będą w kolejnym tygodniu kierować się już na południowy wschód, by okrążyć wyspę. Koniecznym punktem na trasie jest park narodowy z największym na Islandii lodowcem. Tam już zimno z pewnością da się podróżnikom we znaki. Kierownik grupy wyznaje jednak, że atmosfera jest bardzo dobra, ludzie są na siebie otwarci i zależy im na poznawaniu się wzajemnie. Z pewnością jednak upłynie jeszcze trochę czasu, nim tak duża grupa zżyje się ze sobą.

 

Wybuchy na Islandii - relacja z drugiego tygodnia:

Na wstępie uspokajamy – żaden wulkan na Islandii nie zagraża rowerzystom. Chodzi o inne wybuchy. Rozpoczął się trzeci tydzień „Operacji Rozpoznanie – Nowego Początku". W tym czasie ścierają się ze sobą dwa wątki – rutyna jazdy i nieprzewidywalność Islandii.

Wyprawy NINIWA Team charakteryzują się pewnym schematem podróży: pobudka, trzy lub cztery odcinki po 50 km, między nimi krótsze lub dłuższe przerwy, a na koniec poszukiwanie noclegu. Tym razem jednak to pogoda i warunki dyktują jazdę. „50-tki" zmieniły się w „60-tki" i „70-tki" – ile tylko pozwoli pogoda. Czasem niestety tylko „20-tki". Brak wiatru czy deszczu to zbyt cenne okazje, żeby nie pędzić do przodu. Mogłoby się też wydawać, że rutyna wkradnie się w pejzaż i otoczenie, bo w końcu czego można by się spodziewać po jeździe wokół jednej wyspy. Nic bardziej mylnego. Zróżnicowanie terenu jest na Islandii niesamowite. Nawet kilkudniowa jazda przy lodowcu nie była monotonna, bo co chwile ten monumentalny pomnik przyrody serwował grupie nowe doznania wizualne. Do tego stopnia, że rowerzyści czasem reagują spontanicznie i zgodnie zatrzymując się na robienie zdjęć.

Uczestnicy wyprawy śmieją się trochę, że chyba o. Tomasz Maniura – kierownik wypraw, trochę się starzeje, że pozwala na takie „wybryki". Dawniej byłoby to nie do pomyślenia. Z jednej strony okrążenie Islandii to niedługi dystans jak na wyprawę, ale warunki są tak trudne, że każdy odcinek jest na wagę złota. Z drugiej strony morale w drużynie to też istotny element. Dlatego takie pozytywne okazje warto wykorzystywać do budowania wspólnoty. Prowadzenie 55-osobowej ekipy wymaga ogromnego doświadczenia i wyczucia.

 

Niniwa-Team-Rozpoznanie-Islandia-2.jpg

 

Mamy do czynienia rzeczywiście z „Nowym Początkiem". Wyprawy NINIWA Team będą prawdopodobnie już krótsze niż dotychczas, ale z pewnością nie mniej intensywne – tłumaczą organizatorzy. Z pewnością świeżość nowej formuły płynie też z relacji w formie wideo. Na ile to możliwe, rowerzyści przesyłają nam regularnie materiał do montażu. To bardzo obrazowa forma, ale wszystkiego nie jest w stanie przekazać. Dlatego w tym samym czasie sami rowerzyści piszą codzienne relacje, które ukażą się w zredagowanej formie w książce. Znajdzie się tam sporo ciekawostek. Te przynosi samo wyprawowe życie. Np. okazuje się że naprawa dętki to niebezpieczne zajęcie. Przy jednej takiej operacji dętka spektakularnie wybuchła pozbawiając na kilka godzin słuchu Łukasza, który podjął się tego zadania. Kolizje, upadki, przeziębienia – tego wszystkiego można się spodziewać na wyprawie, ale utrata słuchu? Także stosunkowo nową, a przynajmniej po raz pierwszy stosowaną na taką skalę zasadą w grupie, jest komenda „panie na lewo", po której panowie ustawiają się w kolumnie od strony oceanu zasłaniając płeć piękną od wiatru niczym tarczą.

Wracając do lodowca, bo to właśnie przy największym lodowcu Islandii – Vatnajökull, rowerzyści spędzili najwięcej czasu w ostatnim tygodniu, trzeba jednoznacznie stwierdzić, że była to największa atrakcja minionego tygodnia. Uczestnicy porównują tutejsze widoki do tych znanych z filmów i książek o Narnii. Z kolei Sławek Kunicki zwany „Górnikiem" postanowił nawet pobrodzić trochę w przylodowcowym jeziorze. Wiele uciechy sprawił innym uczestnikom przywlekając na brzeg sporą krę lodową. Kilku rowerzystów skorzystało z tej okazji, żeby napełnić lodem puste bidony. Sławek to jednak nie jedynie maskotka grupy, ale fundament rozpoznawalności NINIWA Team. Ogromna, kilkumetrowa flaga Polski, którą wiezie pozwala zidentyfikować drużynę już z daleka. Już kilku Polaków na Islandii podjeżdżało do grupy i nawiązywało rozmowę, właśnie dzięki fladze Sławka. Niektórzy nawet podzielili się dużym zapasem suchego prowiantu.

Do końca wyprawy pozostały jeszcze dwa tygodnie podróży. W zależności od warunków jazdy, NINIWA Team okrąży wyspę szybszą drogą lub skorzysta z atrakcji, jakie daje zróżnicowany krajobraz. 

  

 

Odłączeni - relacja z trzeciego tygodnia:

Niedziela 27.08 nie dała rowerzystom NINIWA Team takiego odpoczynku, jakiego by w pełni oczekiwali. Nie umożliwiła też tak potrzebnego w czasie wyprawy połączenia ze światem zewnętrznym. Za to stolica Islandii już coraz bliżej!

NINIWA Team zbliża się do zamknięcia pętli dookoła wyspy. Odludzia północno-zachodniej części Islandii to z jednej strony urok natury i możliwość odpoczynku od cywilizacji, a z drugiej strony masa problemów technicznych, z którymi trzeba się uporać. Można pomyśleć, że w końcu nadarza się świetna okazja do duchowego wyciszenia. Brak cywilizacyjnych rozproszeń, utrudniona komunikacja telefoniczna i internetowa – to szansa na wejście bardziej w głąb siebie. Grupa zjechała nawet w ciągu tygodnia z głównych dróg, żeby poruszać się szutrówkami. To trudniejsza jazda, ale dająca więcej doznań estetycznych – można więcej zobaczyć i poznać. Jednak doświadczenie podpowiada, że trudno o wzniosłe refleksje, jeśli burczy w brzuchu, albo doskwiera brak możliwości umycia się. Z tym wszystkim jednak rowerzyści jakoś sobie radzą, jednak dodatkowym kłopotem jest odcięcie od środków komunikacyjnych, przez co podróżnicy nie mogą przekazać na bieżąco wszystkiego, czego by chcieli.

Miniony tydzień Operacji Rozpoznanie to jednak bardzo urozmaicony czas dla grupy. Poniedziałek 21 sierpnia zaskoczył wszystkich piękną pogodą umożliwiającą jazdę w krótkich rękawach. Zmienił się też krajobraz. Północ wyspy przywitała grupę czarnym piaskiem i brakiem trawy. Nie jest to gościnny teren nie tylko pod względem warunków. Mieszkańcy Islandii nie pałają sympatią do turystów w ostatnim czasie. Słyszy się dużo negatywnych komentarzy, tym bardziej w stosunku do grupy tak nietypowej i licznej jak 55 podróżników NINIWA Teamu. Jednym z przykładów było przegonienie grupy z noclegu na farmie jednego z mieszkańców. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ową „farmą" nie był czarny kamienisto-piaszczysty grunt bez źdźbła trawy. Mimo braku sympatii do turystów, mieszkańcy żyją z wizyt i dlatego naciskają na korzystanie z kempingów. Z drugiej strony, czyjąś własność trzeba uszanować, a tu ponoć prywatny właściciel może być posiadaczem spektakularnego wodospadu czy połaci zastygłej lawy. Dlatego trudno odróżnić miejsce publiczne od prywatnego. Niestety lokalne media społecznościowe psują wizerunek grupy i manipulują publikowanymi zdjęciami zarzucając np. zakłócanie ruchu drogowego. Rowerzyści z kolei wyjaśniają, że na tych drogach czasem przez pół godziny nie przejeżdża żaden samochód.

Mimo wszystko uczestnikom wyprawy humory dopisują. Po opuszczeniu niegościnnej części wyspy przypominającej krainę Mordor z „Władcy Pierścieni" grupie udało się trafić na niesamowite źródła w jaskini. Takiej okazji nie sposób przepuścić! Nie lada atrakcją był urządzony przez samych wyprawowiczów mini konkurs kulinarny, a la „Master Cheff' czy może raczej „Hell's Kitchen", bo buchający dookoła ogień z przenośnych kuchenek bardziej przypominał fireshow niż gotowanie. Organizatorzy opublikowali nawet specjalny, środowy odcinek wideorelacji z wyprawowymi przysmakami. Grupa znalazła się w pewnym momencie bardzo blisko koła podbiegunowego, a na pewno w obszarze arktycznym, który charakteryzuje izotermia +10. Obszar ten obejmuje większość Islandii. Zimno daje się we znaki i część uczestników złapała przeziębienie. Na szczęście wyprawowe apteczki i osoby za nie odpowiedzialne nie zawodzą.

Naturalnie, podróżnicy myślą już powoli o końcu wyprawy.

Chcielibyśmy, żeby wyprawa trwała jeszcze dłużej, bo jest świetnie i już czujemy się jakbyśmy byli w drodze dłużej, niż w rzeczywistości – tłumaczy Marcin Szuścik, uczestnik Operacji Rozpoznanie – Nowego Początku. Mimo dużej grupy udało nam się zżyć i dobrze poznać. Końcówka podróży wiąże się z odwiedzeniem stolicy – Rejkiawiku. Potem zostaje już tylko samolot do Polski. 

  

 

  

Operacja Rozpoznanie zakończona.

W sobotę 2 września powrócili do Kokotka uczestnicy wyprawy NINIWA Team po Islandii. Tym samym zakończyła się 11. ekspedycja grupy. Pętla dookoła wyspy trwała 25 dni, w czasie której rowerzyści pokonali 2160 km.

 

Początek ostatniego tygodnia wyprawy zaczął się nieciekawie. Deszcz i szutrowa droga oznaczała solidne błoto, które udało się zmyć dopiero na myjni w miasteczku, do którego NINIWA Team dotarł w poniedziałkowy wieczór. We wtorek 29.08 deszcz również dał się we znaki spowalniając wyjazd grupy o 1,5 godziny, jednak rowerzyści raczej nie narzekają na dodatkowy sen w takich sytuacjach. Za to wieczorem podróżnicy mogli zaobserwować zorzę polarną, bo niebo się odsłoniło. Kolejne dni były już dużo bardziej pogodne. Grupa po całodziennym zmaganiu dotarła w środę wieczorem do Kelfaviku, gdzie ponownie – jak na początku wyprawy – przyjął ją pod swój dach ks. Grzegorz. Czwartek z kolei był dniem przeznaczonym na zwiedzanie stolicy Islandii – Reykjaviku. Tradycyjnie wizyta w stolicy kraju na wyprawach NINIWA Team jest dniem wolnym, tym razem jednak grupa i tak już zakończyła swoje rowerowe zmagania po okrążeniu całej wyspy i taki odpoczynek im się należał. Reykjavik wydał nam się ogromną metropolią po 3 tygodniach jazdy na pustkowiach Islandii – uśmiecha się Marcin Szuścik, uczestnik wyprawy. A przecież mieszka tu tylko ok. 200 tys. osób. Zdecydowaliśmy się dotrzeć do stolicy z Keflaviku autostopem, bo bilety autobusowe były niestety bardzo drogie. Prawie wszystkim 55 osobom się to udało!

Piątek z kolei przeznaczony był już w całości na pakowanie i podróż powrotną do Polski. Po porannej Mszy świętej rowerzyści rozmontowywali swoje jednoślady, żeby wraz z resztą rzeczy zapakować je do specjalnych kartonów. Tak przygotowane bagaże pomogli na lotnisko zawieźć znajomi ks. Grzegorza, z którego gościnności w Keflaviku grupa korzystała. Odprawa się udała, choć niestety 7 rowerów musiało poczekać na transport kolejnym samolotem z uwagi na duże obciążenie maszyny. Mają dotrzeć do Pyrzowic w poniedziałek.

Na pokładzie samolotu graliśmy w „czyje rowery zostały na Islandii" - uzupełnia Marcin – trochę przeszkadzała też popsuta klimatyzacja i wysoka temperatura. Maskotka wyprawy „Górnik" postanowił rozebrać nawet koszulkę. Trudno mu się zresztą dziwić, że po islandzkiej pogodzie, nie wytrzymał takiej szybkiej aklimatyzacji. NINIWA Team dotarł do katowickiego lotniska w sobotę 2 września o 5:00 rano, tracąc 2 godziny snu z powodu zmiany stref czasowych. Na miejscu trzeba było z powrotem spakować zmontować rowery i przy tej okazji okazało się, kto był pechowcem lub może szczęściarzem w tej sytuacji. Te osoby podwieziono samochodami. Po drodze bardzo życzliwie przyjął grupę zaprzyjaźniony ksiądz Stanisław, proboszcz z parafii w Strzybnicy, który zorganizował obiad dla całej ekipy. Całej, tzn. dla 49 rowerzystów, bo sześć osób musiało zostać na Islandii. To ci uczestnicy, którzy dopisali się później do wyprawowej grupy i w innym trybie organizowały sobie logistykę podróży.

 

Niniwa-Team-Rozpoznanie-Islandia-3.jpg

 

Wszystko to działo się w trakcie, gdy w Kokotku trwał 10. wyścig Tour de Kokotek, w ramach II Wielkiego Pikniku Rowerowego. Pogoda niezbyt dopisała. Może dzięki deszczowi i niskiej temperaturze uczestnicy wyścigu mogli poczuć nieco islandzki klimat? Niedługo po dekoracjach zwycięzców, o godz. 16:00 przy radości i aplauzie setek zgromadzonych osób na zielony trawnik oblackiego ośrodka wjechali rowerzyści NINIWA Team. Pierwsi przywitali ich patroni honorowi wyprawy o. Sławomir Dworek OMI, reprezentujący Prowincję Misjonarzy Oblatów MN oraz burmistrz Lublińca p. Edward Maniura. Następnie rowerzyści przedstawili się sami, a to za sprawą jednego z dwóch hiszpańskich uczestników wyprawy – Gonzalo. Młody Hiszpan wykazał się świetną znajomością j. polskiego oraz pamięcią wyliczając po polsku wszystkich 55 uczestników wyprawy! Tuż po tym rowerzyści wpadli nareszcie w objęcia swoich bliskich. O godz. 16:00 odprawiona została uroczysta Msza święta powitalna w parafialnym kościele, a po niej dalsza część krzyżowego ognia pytań do podróżników. Całość imprezy zwieńczył zespół, który porwał do zabawy obecnych na miejscu uczestników wydarzenia.

 

Cieszymy się ze szczęśliwego powrotu. Przejechać bezpiecznie taką wyprawę w 55-osobowej grupie to duże wyzwanie

– opowiadał po powrocie o. Tomasz Maniura OMI, kierownik ekspedycji.

Dużo wydarzyło się w tym czasie, też w sercach uczestników. Wróciliśmy też bardzo zżyci, mimo licznej grupy.

 

Organizatorzy już teraz zachęcają do przybycia do Lublińca 18.11 na premierę książki z tegorocznej wyprawy, którą już przygotowują. Opierać się ona będzie na codziennie spisywanych relacjach samych uczestników, dlatego z pewnością znajdą się tu nowe wątki, których nie sposób zawrzeć w wideorelacjach będących głównym przekazem tegorocznej wyprawy w internecie. Już teraz NINIWA zdradza, że książka ma być w założeniu bardziej multimedialna. Co to dokładnie oznacza? Więcej informacji wyczekiwać będzie można śledząc stronę grupy www.niniwateam.pl.

 

 

 

Źródło:  Niniwa Team

 

Tags: Wyprawa, NINIWA Team

Patronat / Współpraca

80 tour de pologne 2023 logo

Orlen Wyścig Narodów 2023

 

 

Podkarpacka-Liga-Rowerowa

MaratonMTB.PL

 

 

 

Tauron Lang Team Race psr  Mistrzostwa Polski w kolarstwie szosowym

  LOGO Vienna Life Lang Team Maratony Rowerowe  BIKE DAYS logo  NT150px 

   logo face black   150cm   PĘTLA KOPERNIKA

Harpagan 52 - Człuchów